sobota, 19 stycznia 2013

2. Propozycja



Chęć bycia perfekcyjną, zabiło w niej pasję i marzenia…
…Chęć pomocy jej, przypomniało mu o uczuciach i nadziei.
***
Słońce ociężale przesuwało się coraz wyżej nad widnokrąg. Ludzie pośpiesznie wsiadali do samochodów zaparkowanych przy krawężniku i rozjeżdżali się na wszystkie strony sprawiając, ze ulica powoli stawała się pusta. Zaczynał się kolejny dzień.
Skulona na środku łóżka postać, leniwie prostowała się próbując wyjrzeć zza jasno brązowej kołdry. Brunetka otworzyła jedno oko zerkając w stronę okna które wpuszczało do pokoju bezlitosne słoneczne promienie.
- Błagam nie !- Jęknęła dwudziestodwulatka i ponownie nasunęła na siebie czekoladową pościel. Do jej uszu dobiegł cichy świergot dzwonka telefonu. Nie odkrywając się wyciągnęła dłoń i próbowała „wymacać” poszukiwany przedmiot. Po chwili zguba znalazła się pod poduszką. Brunetka przystawiła telefon komórkowy do ucha i mechanicznie rozpoczęła rozmowę, nie patrząc nawet kto dzwoni.
- Słucham?
- Natalie, jak ci się spało królewno ?- Zapytał niski męski głos po drugiej stronie słuchawki.
- Jerry, budzisz mnie z rana tylko po to, żeby zapytać "jak mi się spało"?- Jęknęła ciężko do aparatu.
- Tak… To znaczy, nie. Nie, no co ty.- Dziewczyna uniosła jedną brew i pokręcił z rezygnacją głową, słysząc niezdecydowanego przyjaciela.- Chciałem ci przekazać, że dziś nie musisz przychodzić. Biorę za ciebie grupę „8-11”.
- A popołudniowe zajęcia?- Zapytała lekko zakłopotana.
- Odwołane. Ustaliliśmy z Evangeline, że możesz dostać jeden dzień wolnego skoro przyjechała twoja rodzina.- Obwieścił radośnie.
- No tak, ale w sumie to…- Nie dane jej było dokończyć. Uparty mężczyzna kontynuował.
- Nie ma żadnych „Ale”. Należy ci się trochę wolnego, przecież ty prawie wcale nie masz życia. Ciągle tylko praca, studia, treningi.
- I to jest właśnie moje życie… Dobra, podziękuj Eve za dzień wolny i powiedz, że będę w poniedziałek od rana. Muszę przećwiczyć „Port de bras* z grupą indywidualną.- Brunetka usiadła wyprostowana na łóżku i przetarła zaspane oczy wolną ręką.- Muszę kończyć Jerry, trzymaj się.
- Do zobaczenia księ...- Dziewczyna przewróciła oczami i rozłączyła się. Lubiła Jerrego był miłym facetem mimo, że nadużywał w stosunku do niej słowa „Księżniczka”. Dużo osób ją tak nazywało kiedy jeszcze trenowała jako dziecko w Manhattan Ballet School . Lubiła to- do czasu. Kiedy dorosła stało się to odrobinę uciążliwe i irytujące. Starsi uczniowie MBS zaczęli żartować z tego przezwiska i przedrzeźniać je.
Młoda kobieta leniwie przeciągnęła się i z uśmiechem wstała z łóżka. Podejrzewała, że matka wraz z Jane dziś i tak nie przyjadą. Zawsze umawiały się na spotkanie ale nigdy nie pojawiały się na nim. Tak więc brunetka miała cały dzień dla siebie. Spojrzała na zegarek, dochodziła ósma. Poprawiła krótką, atłasową koszulkę w kolorze kawy z mlekiem i wyjrzała przez okno. Na 74th Street nie było już prawie żadnego samochodu. Wszyscy ludzie już dawno wybrali się do pracy. Jeszcze raz uśmiechnęła się szeroko na myśl o całym dniu wolnym i zerknęła na domek naprzeciwko. Żaluzje dalej były zasłonięte. Zastanawiała się, czy James jest teraz w domu. Zaciekawił ją swoim charakterem. Dotąd na tej ulicy mieszkali zwykle ludzie, bardzo spokojni i ułożeni, może nie posiadali wielkich majątków ale żyli na dość dobrym poziomie materialnym. On wydawał się wnosić do ich statycznego życia coś nowego. Natalie mogła założyć się o głowę, że chłopak sprowadzi wiele nieciekawych sytuacji w okolice swojego zamieszkania.
Brunetka przeczesała palcami długie, ciemne włosy które wywijały się we wszystkie możliwe strony tworząc na jej głowie jeden wielki nieład. Przeciągnęła się po raz kolejny i uchyliła okno. Pragnęła poczuć, jeszcze ciepłe, jesienne powietrze nim zastąpi je mroźny zimowy chłód. Podeszła do wielkiej białej szafy i wyjęła z niej szary wełniany sweter. Rozłożyła go i obejrzała dokładnie z każdej strony.
- Chyba muszę wybrać się na zakupy.- Dziewczyna złożyła ubranie i miała zamiar włożyć je do szafy, kiedy nagle w pokoju pojawiła się mała biało-czarna kulka.
- Buffy !- Rzuciła ciuch na łóżko i przyklęknęła na miękkim białym dywanie z długim włosem. Przytuliła do siebie pieska, a on polizał ją po ramieniu.- Co wariacie? Dobrze się spało? Głodny?- Zadawała mu pytanie jedno po drugim, a zwierzak jedynie merdał ogonem i popiskiwał radośnie. Buffy nie był jej psem. Należał do Jane- młodszej siostry Natalie. Niestety po pewnym czasie od kupna szczeniaka okazało się, że jego właścicielka wyjeżdża na długie wakacje z rodzicami, a psem nie ma się kto zająć. Obowiązek spadł na dwudziestodwulatkę. Jane obiecała odebrać zwierzę przy najbliższej okazji, jednak do tej pory się nie zjawiła.
Brunetka wstała z podłogi, ciągle głaszcząc rozradowanego psa. Kiedy skończą się wakacje, nie będzie mogła się nim zajmować. Szczeniaki potrzebują dużo troski i zainteresowania, a ona nie mogła mu tego dać. Poniosła z łóżka sweter i schowała go do dużej szuflady.  Otworzyła wielkie drzwi szafy i powoli przesuwała wieszak po wieszaku, szukając odpowiedniego ubrania. Szczeniak wskoczył na łóżko, i przyglądał się dziewczynie z zaciekawieniem. Natalie wyciągnęła wieszak na którym wisiała długa czarna bluzka z okrągłym dekoltem i rękawem 3/4. Wydawała się być ciepłym okryciem podczas zdradliwej jesiennej pogody. Przyłożyła do siebie ubranie i odwróciła się w stronę pieska.
- I co myślisz ?- Uśmiechnęła się do zwierzaka zachęcająco, lecz ten tylko uniósł łapkę i zasłonił nią pyszczek jakby chciał przekazać, że nie jest przekonany co do tego wyboru.- Osz ty! Nie znasz się i tyle.- Pokazała mu język i przerzuciła bluzkę przez rękę. Pochyliła się zdejmując z dolnej półki białe rurki. Na palcach ruszyła w stronę łazienki. Po chwili w całym domu słychać było szum płynącej z prysznica wody.

***
Dwudziestotrzyletni mężczyzna siedział na podłodze, cały umazany w farbie. Westchnął głęboko i jeszcze raz spojrzał na pomalowaną przez siebie ścianę. Ślady wałka były widoczne wszędzie, na całej ciemno brązowej powierzchni widniały niesymetryczne wzory, których na dobrą sprawę nie powinno tu być. Chłopak złapał się za głowę i pokręcił nią ze smutkiem. Ewidentnie nie znał się na malowaniu. Ludzie w internecie twierdzili, że pomalowanie ściany jest jedną z prostszych rzeczy jakie robili w życiu. On tak nie uważał. Postępował dokładnie tak jak powinien a farba i tak źle się układała. Wytarł brudne ręce o ścierkę leżącą obok na podłodze i chwycił puszkę z piwem. Pociągnął spory łyk i na powrót postawił aluminiowy pojemnik blisko siebie.
- Do dupy ta robota.- Powiedział sam do siebie i podniósł się z ziemi. Poprawił czarną koszulkę i otrzepał z pyłu ciemne dżinsowe rurki. Zszedł po schodach na dół i podszedł do drzwi wejściowych. Nacisną klamkę i otworzył je. Stała przed nim zaskoczona brunetka, trzymająca zaciśniętą w piąstkę dłoń, w górze. Przez chwilę patrzyła zdziwiona na szatyna, aby następnie uśmiechnąć się szeroko. Opuściła rękę i schowała ją za plecy.
- Właśnie miałam pukać.- Zaczęła niepewnie i przechyliła się na piętach do tyłu, jak małe dziecko kiedy jest czymś zakłopotane.- Znalazłam to przed swoimi drzwiami dziś rano i pomyślałam, że pewnie jest twoje.- Wyciągnęła zza pleców średniej wielkości kartonowe pudełko z napisanym czarnym markerem imieniem „Jake” na wierzchu. Wręczyła je dwudziestotrzylatkowi.
- Jane…- Westchnął mężczyzna i przeczesał włosy dłonią. Z ociąganiem wziął od sąsiadki pudło i uśmiechnął się blado.- Tak, to do mnie. Koleżanka zapomniała, że to już nie jest mi potrzebne. Przepraszam za fatygę.
- Nic się nie stało, przecież i tak mam do ciebie raptem dwa kroki.- Uśmiechnęła się serdecznie i niepewnie zrobiła krok do tyłu.- To… to ja już chyba będę lecieć.- Machnęła mu przelotnie dłonią i odwróciła się w stronę ulicy.
- Nie, czekaj ! N… N…eee… - Zająknął się i podrapał po głowie z zakłopotaniem.
- Natalie.- Dziewczyna odwróciła z uśmiechem głowę w jego stronę i rzuciła przez ramie.- Mam na imię Natalie.
- No właśnie. Miałem to na czubku języka.- Zaśmiał się i cofnął w drzwiach o krok.- Może mogła byś mi pomóc ? Liczę na twoją kobiecą intuicję.- Uśmiechnął się i puścił w jej stronę perskie oczko.
- Nie wiem czy w tym wypadku się nie przeliczysz.- Brunetka zaśmiała się i wróciła do domu szatyna.

***
Ciemnowłosa szła korytarzem prowadzona przez swojego sąsiada, który po kolei opisywał poszczególne pomieszczenia. Właśnie mijali zastawioną kartonowymi pudłami kuchnię, do której wchodziło się przez osłonięty folią spory salon. Ściany pokoi jak na razie były zupełnie gładkie i białe, jedynie na podłodze leżały ciemne panele i glazura. Dwudziestodwulatka rozglądała się z uśmiechem po wnętrzu co chwilę zerkając na szatyna, aby usłyszeć jego pomysł na zaaranżowanie pomieszczenia.
- Czyli mam ci pomóc malować ściany?- Parsknęła śmiechem patrząc jak mężczyzna siada zrezygnowany na ofoliowanym krześle z próbnikami kolorów w dłoniach. Oglądał je bezradnie i drapał się po głowie.
- Pomalować jakoś je pomaluję. Lepiej albo gorzej- ale zawsze coś. Mam mały problem z kolorami…- Wyciągną w jej stronę małe płytki z kilkoma odcieniami brązu, beżu i czerwieni.- One wszystkie są prawie takie same… - Rozłożył bezradnie ręce.
- Żartujesz?- Zapytała się biorąc pomalowane na różne kolory cegiełki.- Przecież ja się kompletnie na tym nie znam… Wiesz co, mam koleżankę która pracuje w firmie architektonicznej. Może ona coś poradzi?- Położyła rękę na biodrze i rozejrzała się po pomieszczeniu. Znajdowali się w, rzekomej, jadalni. Jak na razie stało tam tylko jedno krzesło, a podłogi zostały osłonięte czarną folią.- Co powiesz na fiolet ?-Zapytała przechodząc z jadalni do salonu.
- Fiolet?- Otworzył szerzej oczy i wstał z krzesła.- Wiesz, może to i fajny pomysł, ale nie mam tu takiej farby.- Szatyn oparł się o białą ścianę i przyglądał się sąsiadce, która chodziła po pokoju, rozglądając się na wszystkie strony.
- To może zakupy?- Brunetka odwróciła się w jego stronę z uśmiechem.
- Zakupy w ramach „drugiego wrażenia” ?- Uniósł jedną brew w górę z zadziornym uśmiechem. Dziewczyna wzruszyła ramionami  i zaczęła zbierać niewidzialne pyłki kurzu z czarnych rękawów bluzki.
- To jak? – Dwudziestodwulatka złożyła ręce na piersi czekając na odpowiedź szatyna. Oboje patrzyli na siebie niepewnie, z nutą zawahania. W sumie nie mieli o sobie bladego pojęcia. Jamesa zna od wczoraj, on ją zapewne też. A teraz tak bez żadnego większego powodu, mają razem wybrać się na zakupy ? Faktycznie, brunetka nie przemyślała do końca swej propozycji. Pokręciła głową i wycofała się kilka kroków.- Dobra, nie ważne. Dam ci numer do Nancy, ona na pewno coś wymyśli.- Zaczęła rozglądać się za jakąś kartką papieru i długopisem. Znalazła je na podłodze obok krzesła stojącego w przyszłej jadalni. Szybko nabazgrała numer i odłożyła przedmioty. Machnęła chłopakowi na pożegnanie i jak najszybciej chciała ewakuować się z tego nieszczęsnego domu.
- Ej ! Natalie, poczekaj.- Chciał złapać ją za ramie, ale była szybsza. Już stała z ręką na klamce drzwi wejściowych. Gotowa jak najszybciej opuścić lokal.
- Tak ?- Zapytała patrząc w podłogę i przestępując ze zniecierpliwieniem z nogi na nogę.
- Myślisz, że taki facet jak ja poradzi sobie z doborem zasłon do fioletowego pokoju? Ja jakoś w to wątpię.- Brunetka parsknęła śmiechem i uniosła wzrok, patrząc na sąsiada. Również wyglądał na nieco rozbawionego całą sytuacją.
- Aż tak w siebie nie wierzysz?- Zapytała dalej uśmiechając się radośnie.
- Wierzę w siebie, ale nie ufam swojemu zmysłowi stylu.- Uśmiechał się coraz szerzej.
- No więc…- Zaczęła.
-…Chyba jesteś zmuszona pójść ze mną na te zakupy.- Dokończył za nią. Zaśmiała się jeszcze raz i nacisnęła na klamkę. Szybko znalazła się na schodach przed budynkiem.
- Idziesz, czy nie ?- Zapytała odwracając się. Mężczyzna właśnie zamykał drzwi na klucz.
- Idę, idę. Mogę cię o coś zapytać?
- Jasne.
- Boisz się jeździć motorem ?- Brunetka patrzyła na niego tępo przekrzywiając na bok głowę.
- Właściwie… Właściwie to nigdy nie jechałam.- Wzruszyła ramionami i ruszyła razem z mężczyzną w stronę garażu.


Witam was wszystkich ponownie ! :D Dziś zaprezentowałam wam drugi rozdział mojej twórczości. Wiem, że kompletnie nic się w nim ciekawego nie działo i wyszedł sporo krótszy niż poprzedni, ale w następnym się poprawię. Obiecuję. Zdaję sobie również sprawę, że bohaterowie są... dość śmiali. Dużo bardziej niż ludzie w rzeczywistości, ale to chyba wam nie przeszkadza? Chciałam też napomknąć o sekcji "Słownik" na drugiej stworzonej przeze mnie witrynie. Wystarczy, że wejdziecie do zakładki "Dodatki" i klikniecie na link. Zostaniecie przeniesieni na drugą stronę. Na niej wystarczy wejść w zakładkę "Dodatkowe informacje" i wybrać dział "Słownik"- To tu zostaną umieszczone wszystkie trudne zagadnienia. Dziś wyjątkowo dodam tłumaczenie też i tutaj w razie gdyby ktoś nie mógł wejść na stronę (ciągle jeszcze ją dopracowuję). Do zobaczenia za tydzień :*

*Prawidłowy ruch i ułożenie rąk w różnych tanecznych pozach, z obrotem, pochyleniem głowy i przeciągnięciem tułowia.

sobota, 12 stycznia 2013

1. Spotkanie



Chęć bycia perfekcyjną, zabiło w niej pasję i marzenia…
…Chęć pomocy jej, przypomniało mu o uczuciach i nadziei.

***

Czarne chmury zbierały się nad Manhattan Ballet School, przechodnie patrzyli na ciemne niebo i przyśpieszali kroku. Zbierało się na porządną ulewę. Lekko przygarbiony młody chłopak siedział na murku przyglądając się tym wszystkim ludziom. Każde z nich dokądś się śpieszyło, wszyscy mieli mnóstwo spraw do załatwienia- a on? On całe dnie spędzał na niczym, żyjąc na garnuszku rodziców. Błąkał się po ulicach, pił, palił, czasami szukał przygody biorąc narkotyki lub przesiadując w nieciekawym towarzystwie. Stał się kolejnym z wielu trybików samonapędzającej się maszyny. Wyróżniało go tylko jedno- artystyczna dusza. Pasjonował się fotografią i z tego często żył. Nie był jednak namolną „muchą” tłukącą się w tłumie o jak najlepsze miejsce do podglądania sław. Lubił tak jak teraz, siedzieć i przyglądać się zwykłym przechodniom. Robił im zdjęcia w różnych najzwyklejszych sytuacjach.
Wsadził w uszy słuchawki i przymknął powieki, znalazł chwilę na chillout i próbował wykorzystać go jak najlepiej.
-Jake, chcesz fajkę?- Ktoś uderzył go w plecy, wytrącając tym samym małe słuchawki z uszu. Szatyn odwrócił się powoli do tyłu. Za plecami fotografa siedział ciemnowłosy chłopak, wyciągał rękę w której trzymał niedopałek.
- Co ty tu robisz, Jeremy?- Wziął od ciemnowłosego tlącego się jeszcze papierosa i przysuną go do ust. Brunet usiadł wygodnie i spojrzał w niebo. Chmury stawały się coraz ciemniejsze i gęstsze.
- Jane mnie przysłała. Kazała przekazać, że ma dla ciebie nowy obiektyw do odbioru.- Zeskoczył z murka i włożył ręce w kieszenie, szarych rurek.- Jak wam się układa?- Zapytał mierząc przyjaciela wzrokiem.
- Nie jesteśmy już razem od dwóch tygodni.- Szatyn wypuścił z ust kłęby białego dymu.- Nie będę dłużej znosił jej humorów. Poza tym, ona ma dopiero szesnaście lat…
- A ty dwadzieścia trzy…- Brunet wyciągnął z kieszeni spodni prawą dłoń i położył ją na karku.-  Siedem lat różnicy to sporo. Byliście zgranym zespołem…
- Byliśmy.- Jake zeskoczył z murka i przeciągnął się. Nigdy nie był z Jane z miłości, nie chciał po prostu ranić jej uczuć. Chociaż w sumie sam nie wiedział czy dziewczyna czuła do niego cokolwiek, czasem wydawało mu się, że chciała jedynie pokazać się ze starszym od siebie chłopakiem i zaimponować towarzystwu. Niekiedy go to bolało, lubił Jane i chciał dla niej jak najlepiej, traktował ją jak młodszą siostrę.
- Stary, nie łam się. Z twoim wyglądem na pstryknięcie w palce możesz mieć dookoła siebie tysiąc takich jak ona.- Jeremy klepnął przyjaciela w plecy i oparł się o murek za sobą.
- Uważaj bo jeszcze się we mnie zakochasz.- Prychnął z rozbawieniem dwudziestotrzylatek i spojrzał na krzywiącego się ciemnowłosego. Rzucił niedopalonego papierosa na betonowy chodnik, wsadził ręce w kieszenie szarej luźnej bluzy i popatrzył w duże okna budynku przed sobą.- Ale oni muszą mieć przesrane, nie? Ćwiczą tyle godzin dziennie dokładnie to samo. A czy twoja siostra przypadkiem nie tańczyła kiedyś w balecie?- Zapytał bruneta dalej obserwując okna budynku.
- Monica? Taaa, kiedyś. Teraz nie potrafiła by nawet dotknąć podłogi dłońmi.- Zaśmiał się przypominając sobie swoją starszą siostrę. Oboje poczuli na policzkach mokre, zimne krople. Zaczęło padać. Szatyn zarzucił na głowę kaptur bluzy i ruszył powoli w stronę Park Ave, zatrzymał go krzyk przyjaciela.
- A ty dokąd ? Jane czeka z obiektywem !
- Mam coś jeszcze do załatwienia, później do niej wpadnę.- Jake machnął niedbale ręką, żegnając tym samym Jeremy’ego .

***
Średniego wzrostu, szczupła  brunetka wybiegła z budynku Manhattan Ballet School. Zerknęła na niebo i wyciągnęła przed siebie dłonie o które rozbiło się kilka małych, zimnych kropli. Westchnęła przeciągle i przeklęła pod nosem.
- Cholerny deszcz !- Krzyknęła swoim delikatnym i bardzo kobiecym głosem, jednocześnie obejmując dłońmi ramiona. Rozejrzała się dookoła, zatrzymując wzrok na tarczy zegara wiszącego wewnątrz budynku który przed chwilą opuściła. Dochodziła piąta, a jej siostry nigdzie nie było. Miała przyjechać do niej wraz z matką w odwiedziny. Odkąd Natalie zaczęła na poważnie myśleć o dostaniu się do New York City Ballet jej treningi trwały dłużej i odbywały się częściej, czego skutkiem była przeprowadzka do drugiej części miasta. Od prawie roku nie widziała się z rodziną, liczył się tylko balet. Jako dziecko zawsze marzyła o tańcu klasycznym, w wieku 6 lat zaczęła poważne treningi aby osiągnąć perfekcję. Coraz bardziej zatracała się w tańcu i była gotowa „po trupach dojść do celu”. Od tamtej pory niewiele się zmieniło. Mała Natalie stała się nagle dwudziestodwuletnią dojrzałą kobietą, pochłoniętą osiąganiem perfekcji na wyznaczonej sobie drodze.
Telefon w kieszeni ciemno szarego płaszcza kobiety, zaczął wygrywać spokojną melodię z „Dziadka do orzechów”. Brunetka szybko wyplątała go spomiędzy zużytych chusteczek i kabla od słuchawek które zawsze nosiła blisko siebie.
- Słucham?- Odebrała nie patrząc na wyświetlacz.- Jane? Gdzie jesteście? Jest już po piątej, zaczynałam się martwić.- Jeszcze raz kontrolnie odwróciła się w stronę zegara. Było kilka minut po siedemnastej. Przestępowała z nogi na nogę słuchając wyjaśnień młodszej siostry.
- Trochę się spóźnimy, a właściwie to możesz wracać do domu sama. Spotkamy się jutro albo po jutrze, zgoda?- Przekonywała słodkim głosem rozmówczyni.
- Uch… Rujnujesz mój dzień, wiesz?- Zapytała retorycznie kobieta i odchyliła głowę do tyłu zasłaniając oczy wolną dłonią.
- Jak zawsze „Alie”. Do zobaczenia !- Głos w telefonie wydawał się rozbawiony całą sytuacją.
- Pa…- Powiedziała odkładając telefon do kieszeni. Ruszyła w stronę 3th Ave, musiała jeszcze po drodze zrobić zakupy.

***
Znudzony dwudziestotrzylatek siedział na schodach jednego z wielu domków, popularnie nazywanych bliźniakami. Podpierał głowę na dłoni, co chwilę ziewając. Rozejrzał się dookoła i tracąc cierpliwość wyciągnął z kieszeni telefon, szybko wystukując numer. Przyłożył urządzenie do ucha czekając, aż sygnał zmieni się w płynną ciszę przerwaną tylko krótkim…
- Halo?- Usłyszał w słuchawce delikatny dziewczęcy głos. Przeciągnął się i wygodniej rozparł na schodach.
- Gdzie jesteś?- Zapytał wprost nie przejmując się oschłym tonem.
- Zaraz będę w domu, a co stęskniłeś się?- Dziewczyna prychnęła żartobliwie.
- Bynajmniej. Masz dla mnie coś?- Ponownie zadał pytanie bez ogródek, zupełnie nie zwracając uwagi na ton osoby z którą rozmawiał.
- Może mam, może nie mam… zależy jak bardzo ci zależy, żeby to mieć.- Usłyszał jej głos kilka metrów przed sobą. Uśmiechała się szeroko i powoli odkładała telefon do kieszeni skórzanej, czarnej kurtki. Podeszła bliżej i usiadła mu na kolanach, obejmując dłońmi jego szyję. Pochyliła się bliżej i przymknęła oczy. Doskonale wiedział na co czekała.
- Mogła byś ze mnie zejść, Jane ?- Delikatnie odepchnął ją od siebie i westchnął.- Nie zależy mi aż tak na tym obiektywie…
- Chciałam być miła i obniżyć jego cenę, ale skoro nie…- Zeszła z kolan szatyna i stanęła naprzeciwko, szarpiąc się z suwakiem dużej czarnej torby. Wyciągnęła z niej średniej wielkości kartonowe pudełko.- Dla ciebie 500$, po znajomości.
- Ile?- Zapytał ze spokojem dalej siedząc nieruchomo.
-Chyba wyraźnie powiedziałam. Za 500$ jest twój, cena zaraz skoczy do 700$.- Stanęła luźno i pogłaskała kartonowe pudełko. Szatyn uśmiechnął się tylko nieznacznie i spojrzał jej prosto w oczy.
- Ile jeszcze rzeczy ukradniesz nim nauczysz się, że to się nie opłaca?- Zapytał w pełni spokojny, patrząc w jej kasztanowe oczy z sarkastycznym uśmiechem.
- Co jest z tobą nie tak Jake? Podkładam ci towar pod nos, na srebrnej tacy, a ty wybrzydzasz? Co jest z tobą, kurwa nie tak ?!- Krzyknęła i rozłożyła bezradnie ręce. Mężczyzna podniósł się i popatrzył na szczupłą, średniego wzrostu brunetkę. Uśmiechnął się szeroko i zmierzwił jej grzywkę.
- Jak będziesz mieć tyle lat co ja, to zrozumiesz.- Minął ją szybko i ruszył w kierunku swojego mieszkania.
- Wal się Carter ! Nawet nie dzwoń do mnie po następny towar!- Krzyczała za nim, a on szedł uśmiechnięty z rękami w kieszeniach.
- Przecież nigdy do ciebie nie dzwonię…- Szepnął sam do siebie i włożył w uszy słuchawki.

***
Zdyszana, przemoczona i niemiłosiernie zmęczona młoda kobieta otwierała właśnie z klucza drzwi do swojego mieszkania. Dłuższą chwilę siłowała się z zamkiem, klnąc go na czym świat stoi, aby wreszcie móc usłyszeć wyczekiwany zgrzyt przesuwanej zasuwy. Uśmiechnęła się szeroko popychając ciemne drewniane drzwi biodrem. Weszła do przedpokoju i odetchnęła z ulgą.
- Nareszcie !- Pisnęła cicho i odstawiła zakupy na stolik przy dużej przesuwanej szafie która służyła jednocześnie za lustro. Zajęła się zdejmowaniem ciemno szarego, zupełnie mokrego, płaszcza i  sznurowanych botków na obcasie, w tym samym kolorze. Odwiesiła mokre rzeczy na wieszak przy grzejniku i złapała torby z zakupami. Chwilę później już stała w kuchni, wrzucając mrożone warzywa na rozgrzaną patelnię. Brunetka oparła się plecami o blat kuchni i patrzyła znudzona na skwierczącą radośnie zieleninę.
- Umieram z głodu… - Jęknęła przymykając oczy. Otworzyła je dopiero słysząc ciche popiskiwanie przed sobą. Obok jej nóg siedział biało czarny szczeniak Border Collie i merdał wesoło ogonem.
- Buffy !- Kucnęła a zwierzę oparło się przednimi łapkami na kolanach próbując polizać swoją właścicielkę po twarzy.- No co pieszczochu? Też być coś zjadł, nie?- Poklepała pieska po łbie i podeszła w stronę jego białej miski. Nasypała do niej trochę karmy dla szczeniaków i zostawiła psiaka sam na sam z jedzeniem. Sama zaczęła nakładać na talerz warzywa, ze smutkiem licząc każdą kalorię.
- Farciarz z ciebie, wiesz? Ty to możesz jeść co chcesz.- Szczeniak uniósł łeb znad miski i spojrzał na domowniczkę mądrym wzrokiem. Natalie prychnęła widząc jego minę i wbiła widelec w zieloną główkę brokuły.
Nagle za oknem usłyszała huk i głośne przekleństwa oraz pisk opon odjeżdżającego auta . Odbiegła od stołu zostawiając na wpół skończony obiad. Chwilę później już stała w progu otwartych drzwi wejściowych, zasłaniając dłońmi usta.
- Nic Panu nie jest ?!- Krzyknęła widząc młodego mężczyznę, siedzącego z zakrwawioną głową na chodniku.
-A wyglądam jak by nic mi nie było?- Światło latarni oświecało jego szczupłą, umięśnioną sylwetkę. Uśmiechał się zadziornie i wycierał krew cieknącą z głowy. Podniósł się powoli i zatoczył do tyłu łapiąc za czarne, metalowe ogrodzenie.
- Czy ja wiem? Wyglądasz całkiem normalnie.- Natalie szybko znalazła się przy rannym człowieku i objęła go ramieniem w pasie, pomagając usiąść na schodach.- Usiądź tu i poczekaj chwilę… emmm… gdzieś powinnam mieć bandaż. Chwileczkę !- Podrapała się po głowie i szybko wbiegła do mieszkania, nie zamykając za sobą drzwi. Szatyn przeciągnął się i skrzywił z bólu. Co go napadło na bójkę z tymi typkami. Mógł przewidzieć, że tak się to skończy. Oparł łokcie na zimnych schodkach i prawie podskoczył do góry czując szorstki dotyk na dłoni. Spojrzał zaskoczony na szczeniaka siedzącego obok niego na schodku. Merdał wesoło czarnym ogonem i popiskiwał cicho prosząc o pieszczoty.
- Ale mnie przestraszyłeś mały.- Chłopak zaśmiał się i podrapał psa za uchem, na co ten oparł się łapami na nodze i polizał go po twarzy.
- Buffy ! Co z ciebie za stróż, skoro łasisz się do wszystkich obcych?- Tuż obok Jake’a pojawiła się młoda dziewczyna z bandażem, gazą i buteleczką wody utlenionej w ręku. Podniosła szczeniaka i postawiła za progiem domu, zamknęła mu szybko drzwi przed czarnym noskiem.
- Najmocniej za niego przepraszam, jest strasznie towarzyski.- Uśmiechnęła się przepraszająco i przysiadła obok chłopaka. Polała kawałek gazy wodą utlenioną i powoli zaczęła oczyszczać ranę na głowie nieznajomego.
- Bardzo boli?- Zapytała ze smutnym uśmiechem.
- Bywało gorzej.
- Twardziel.- Zaśmiała się radośnie, delikatnie przesuwając gazą po zakrwawionej głowie chłopaka.- Powinieneś zgłosić się z tym do lekarza, wygląda poważnie.-Mocniej nacisnęła na ranę wywołując tym samym cichy syk bólu rannego.- Przepraszam…- Przygryzła wargę.- Kiepska ze mnie pielęgniarka.
- Nie ma tragedii. Dziękuję.
- Nie ma za co. Jestem Natalie, a ty?- Zaczęła obwiązywać głowę mężczyzny białym bandażem.- Gotowe.
- James... James Carter, ale wolę Jake. James brzmi tak sztywno.- Wyciągnął do niej rękę, a ona uścisnęła ją z uśmiechem. Chwilę milczeli.
- Gdzie mieszkasz ?- Zapytała podpierając głowę na dłoniach i obserwując samochody jadące ulicą.
- Tam.- Wskazał palcem na jeden z domków naprzeciwko.- Jakie wywarłem pierwsze wrażenie ?- Szatyn zaśmiał się i przyciągnął do siebie dużą czarną torbę na której leżała, szara pokrwawiona bluza. Brunetka również się uśmiechnęła i zmierzyła wzrokiem mieszkanie nowego sąsiada. Dwukondygnacyjny „bliźniak” wyglądał dokładnie tak jak wszystkie inne na tej ulicy. Jego okna zasłaniały żaluzje, a mały ogródek wydawał się zaniedbany.
- Szczerze? Nie najlepsze.- Teraz to ona parsknęła śmiechem.- Wydajesz się być milczkiem. Niech zgadnę…  Jesteś artystą, hmm ?
-Fotografem, ale nie powiedział bym, że milczącym.
- No jasne. Mogę cię o coś zapytać?
- Zależy o co…- Wyciągnął z czarnej torby aparat i sprawdził czy jest cały.- Na całe szczęście ci skurwiele nie zrobili nic z lustrzanką…- Obejrzał się na dziewczynę krzywiącą się z niesmakiem na dobrane przez niego słowa.- Sorry. Pytaj o co chcesz.
- Nic się nie stało. Chciałam właśnie zapytać o tych…- Odchrząknęła cicho, jak gdyby słowa ledwo przechodziły jej przez gardło.- ludzi… którzy ci to zrobili. O co poszło? – Mężczyzna zamyślił się chwilę. Uśmiechnął się i położył dłoń na karku. Pomimo słabego światła padającego z ganku i ulicznej latarni dokładnie mogła dostrzec napięte mięśnie rysujące się pod jego szarą koszulką. Chłopak zaczął opowiadać o zdarzeniu, ale ona nie skupiała się teraz na jego słowach.
- Wow…- Szepnęła sama do siebie, po dokładnym zlustrowaniu sylwetki sąsiada.
- Słucham?- Mężczyzna przerwał w pół słowa i patrzył na Natalie pytającym wzrokiem. Dziewczyna chrząknęła i pokręciła przecząco głową.
- Nic, nic… mów dalej.- Oparła się wygodniej o schody.
- Właściwie to już skończyłem. Zawsze jesteś taka zamyślona?- Zapytał przystawiając oko do wizjera swojej lustrzanki. Po chwili słychać było charakterystyczne „kliknięcie”. Odstawił aparat uśmiechając się jeszcze szerzej.- Szkoda, że jest już ciemno...- Pokazał dziewczynie zdjęcie. Wyglądało bardzo ładnie. Widać, że chłopak znał się na fotografii.
- Gratuluję, nawet z brzydkiego kaczątka zrobisz łabędzia.- Uśmiechnęła się szeroko.
- Cuda się zdarzają.- Obydwoje zaśmiali się. Mężczyzna włożył aparat do pokrowca i przełożył czarną torbę przez ramię.- Będę już leciał. Dzięki za opatrunek.
- Nie ma za co. Może drugim wrażeniem trochę się podbudujesz w moich oczach.- Podniosła się wyciągając dłoń w stronę szatyna. Uścisnął ją z uśmiechem i ruszył w stronę swojego mieszkania.- Tylko takiego wariata w sąsiedztwie brakowało mi do szczęścia.- Przewróciła oczami i zebrała resztki gazy oraz buteleczkę wody utlenionej. W tym momencie nie myślała o niczym innym jak ciepłe łóżko i miękka poduszka. Miała dość wrażeń jak na jeden dzień. 


 Witam wszystkich serdecznie :D Długo czekaliście na ten rozdział ale chciałam go dopracować, co oczywiście nie wyszło, bo jak zwykle pięćdziesiąt razy zmieniały mi się pomysły :p Mam dzieję, że spodoba wam się ten wstęp i zakochacie się w bohaterach od pierwszego wejrzenia xd Liczę na pierwsze nieśmiałe komenty.
Buźka wy moje Cukiereczki :* 
PS: Chciała bym z całego serca podziękować mojej kumpeli Asami Tomori która wykonała dla mnie pierwszą grafikę :* Kocham cię normalnie, mój ty Skrzacie !
PSS: Posty będą pojawiać się co weekend.

wtorek, 8 stycznia 2013

Witajcie !

Witam was na moim nowym blogu ! Zaczynam już tworzyć coś któryś raz z rzędu i pewnie skończy się to tak jak zawsze (niestety). Cóż, jestem osobą ze słomianym zapałem i szybko porzucam swoje wcześniejsze twory na rzecz innych- nowszych.
Tego bloga założyłam... w sumie sama nie wiem po co... Chyba tylko dla tego, że aktualnie mam fazę za ten klimat :p
Jak widać na załączonym obrazku, blog rozwija się baaaaaaaardzo, baaaaaaardzo powoli. Jest to spowodowane tym, że chcę dopracować wszystko do perfekcji (zupełnie jak główna bohaterka... hmmm... OK NIE BĘDZIE WIĘCEJ SPOILERÓW xd)
Dziś skończyłam tworzyć kolejną stronę, a właściwie podstronę. Docelowo będzie się znajdować w zakładce "Dodatki", lecz zważywszy na to, że na blogu nic się nie dzieję nie sądzę aby ktokolwiek patrzył w zakładki. Dla tego umieszczam tu ten post z linkiem:

 KLIK !


Serdecznie zapraszam do obejrzenia strony :D Mam nadzieję, że będzie się wam podobać takie moje, mini dzieło :p
Posty zacznę dodawać niebawem. Całuski :*!  

PS: Treść niektórych kart na stronie do której podałam link jest jeszcze ciągle niedostępna, ale wkrótce powinno się to zmienić :D (Nie chciałam spoilerować postaciami itd :p)