Chęć bycia perfekcyjną, zabiło w niej pasję i marzenia…
…Chęć pomocy jej,
przypomniało mu o uczuciach i nadziei.
***
Czarne chmury zbierały się nad Manhattan Ballet School, przechodnie patrzyli na ciemne niebo i
przyśpieszali kroku. Zbierało się na porządną ulewę. Lekko przygarbiony młody
chłopak siedział na murku przyglądając się tym wszystkim ludziom. Każde z nich
dokądś się śpieszyło, wszyscy mieli mnóstwo spraw do załatwienia- a on? On całe
dnie spędzał na niczym, żyjąc na garnuszku rodziców. Błąkał się po ulicach,
pił, palił, czasami szukał przygody biorąc narkotyki lub przesiadując w
nieciekawym towarzystwie. Stał się kolejnym z wielu trybików samonapędzającej
się maszyny. Wyróżniało go tylko jedno- artystyczna dusza. Pasjonował się
fotografią i z tego często żył. Nie był jednak namolną „muchą” tłukącą się w
tłumie o jak najlepsze miejsce do podglądania sław. Lubił tak jak teraz,
siedzieć i przyglądać się zwykłym przechodniom. Robił im zdjęcia w różnych
najzwyklejszych sytuacjach.
Wsadził w uszy słuchawki i przymknął powieki, znalazł chwilę
na chillout i próbował wykorzystać go jak najlepiej.
-Jake, chcesz fajkę?- Ktoś uderzył go w plecy, wytrącając
tym samym małe słuchawki z uszu. Szatyn odwrócił się powoli do tyłu. Za plecami
fotografa siedział ciemnowłosy chłopak, wyciągał rękę w której trzymał
niedopałek.
- Co ty tu robisz, Jeremy?- Wziął od ciemnowłosego tlącego
się jeszcze papierosa i przysuną go do ust. Brunet usiadł wygodnie i spojrzał w
niebo. Chmury stawały się coraz ciemniejsze i gęstsze.
- Jane mnie przysłała. Kazała przekazać, że ma dla ciebie
nowy obiektyw do odbioru.- Zeskoczył z murka i włożył ręce w kieszenie, szarych
rurek.- Jak wam się układa?- Zapytał mierząc przyjaciela wzrokiem.
- Nie jesteśmy już razem od dwóch tygodni.- Szatyn wypuścił z
ust kłęby białego dymu.- Nie będę dłużej znosił jej humorów. Poza tym, ona ma
dopiero szesnaście lat…
- A ty dwadzieścia trzy…- Brunet wyciągnął z kieszeni spodni
prawą dłoń i położył ją na karku.-
Siedem lat różnicy to sporo. Byliście zgranym zespołem…
- Byliśmy.- Jake zeskoczył z murka i przeciągnął się. Nigdy
nie był z Jane z miłości, nie chciał po prostu ranić jej uczuć. Chociaż w sumie
sam nie wiedział czy dziewczyna czuła do niego cokolwiek, czasem wydawało mu
się, że chciała jedynie pokazać się ze starszym od siebie chłopakiem i
zaimponować towarzystwu. Niekiedy go to bolało, lubił Jane i chciał dla niej
jak najlepiej, traktował ją jak młodszą siostrę.
- Stary, nie łam się. Z twoim wyglądem na pstryknięcie w
palce możesz mieć dookoła siebie tysiąc takich jak ona.- Jeremy klepnął
przyjaciela w plecy i oparł się o murek za sobą.
- Uważaj bo jeszcze się we mnie zakochasz.- Prychnął z
rozbawieniem dwudziestotrzylatek i spojrzał na krzywiącego się ciemnowłosego.
Rzucił niedopalonego papierosa na betonowy chodnik, wsadził ręce w kieszenie
szarej luźnej bluzy i popatrzył w duże okna budynku przed sobą.- Ale oni muszą
mieć przesrane, nie? Ćwiczą tyle godzin dziennie dokładnie to samo. A czy twoja
siostra przypadkiem nie tańczyła kiedyś w balecie?- Zapytał bruneta dalej
obserwując okna budynku.
- Monica? Taaa, kiedyś. Teraz nie potrafiła by nawet dotknąć
podłogi dłońmi.- Zaśmiał się przypominając sobie swoją starszą siostrę. Oboje
poczuli na policzkach mokre, zimne krople. Zaczęło padać. Szatyn zarzucił na
głowę kaptur bluzy i ruszył powoli w stronę Park
Ave, zatrzymał go krzyk przyjaciela.
- A ty dokąd ? Jane czeka z obiektywem !
- Mam coś jeszcze do załatwienia, później do niej wpadnę.-
Jake machnął niedbale ręką, żegnając tym samym Jeremy’ego .
***
Średniego wzrostu, szczupła
brunetka wybiegła z budynku Manhattan
Ballet School. Zerknęła na niebo i wyciągnęła przed siebie dłonie o które
rozbiło się kilka małych, zimnych kropli. Westchnęła przeciągle i przeklęła pod
nosem.
- Cholerny deszcz !- Krzyknęła swoim delikatnym i bardzo
kobiecym głosem, jednocześnie obejmując dłońmi ramiona. Rozejrzała się dookoła,
zatrzymując wzrok na tarczy zegara wiszącego wewnątrz budynku który przed chwilą
opuściła. Dochodziła piąta, a jej siostry nigdzie nie było. Miała przyjechać do
niej wraz z matką w odwiedziny. Odkąd Natalie zaczęła na poważnie myśleć o
dostaniu się do New York City Ballet jej
treningi trwały dłużej i odbywały się częściej, czego skutkiem była
przeprowadzka do drugiej części miasta. Od prawie roku nie widziała się z
rodziną, liczył się tylko balet. Jako dziecko zawsze marzyła o tańcu
klasycznym, w wieku 6 lat zaczęła poważne treningi aby osiągnąć perfekcję.
Coraz bardziej zatracała się w tańcu i była gotowa „po trupach dojść do celu”.
Od tamtej pory niewiele się zmieniło. Mała Natalie stała się nagle
dwudziestodwuletnią dojrzałą kobietą, pochłoniętą osiąganiem perfekcji na
wyznaczonej sobie drodze.
Telefon w kieszeni ciemno szarego płaszcza kobiety, zaczął
wygrywać spokojną melodię z „Dziadka do
orzechów”. Brunetka szybko wyplątała go spomiędzy zużytych chusteczek i
kabla od słuchawek które zawsze nosiła blisko siebie.
- Słucham?- Odebrała nie patrząc na wyświetlacz.- Jane?
Gdzie jesteście? Jest już po piątej, zaczynałam się martwić.- Jeszcze raz
kontrolnie odwróciła się w stronę zegara. Było kilka minut po siedemnastej.
Przestępowała z nogi na nogę słuchając wyjaśnień młodszej siostry.
- Trochę się spóźnimy, a właściwie to możesz wracać do domu
sama. Spotkamy się jutro albo po jutrze, zgoda?- Przekonywała słodkim głosem
rozmówczyni.
- Uch… Rujnujesz mój dzień, wiesz?- Zapytała retorycznie
kobieta i odchyliła głowę do tyłu zasłaniając oczy wolną dłonią.
- Jak zawsze „Alie”.
Do zobaczenia !- Głos w telefonie wydawał się rozbawiony całą sytuacją.
- Pa…- Powiedziała odkładając telefon do kieszeni. Ruszyła w
stronę 3th Ave, musiała jeszcze po
drodze zrobić zakupy.
***
Znudzony dwudziestotrzylatek siedział na schodach jednego z
wielu domków, popularnie nazywanych bliźniakami. Podpierał głowę na dłoni, co
chwilę ziewając. Rozejrzał się dookoła i tracąc cierpliwość wyciągnął z
kieszeni telefon, szybko wystukując numer. Przyłożył urządzenie do ucha
czekając, aż sygnał zmieni się w płynną ciszę przerwaną tylko krótkim…
- Halo?- Usłyszał w słuchawce delikatny dziewczęcy głos.
Przeciągnął się i wygodniej rozparł na schodach.
- Gdzie jesteś?- Zapytał wprost nie przejmując się oschłym
tonem.
- Zaraz będę w domu, a co stęskniłeś się?- Dziewczyna
prychnęła żartobliwie.
- Bynajmniej. Masz dla mnie coś?- Ponownie zadał pytanie bez
ogródek, zupełnie nie zwracając uwagi na ton osoby z którą rozmawiał.
- Może mam, może nie mam… zależy jak bardzo ci zależy, żeby
to mieć.- Usłyszał jej głos kilka metrów przed sobą. Uśmiechała się szeroko i
powoli odkładała telefon do kieszeni skórzanej, czarnej kurtki. Podeszła bliżej
i usiadła mu na kolanach, obejmując dłońmi jego szyję. Pochyliła się bliżej i
przymknęła oczy. Doskonale wiedział na co czekała.
- Mogła byś ze mnie zejść, Jane ?- Delikatnie odepchnął ją
od siebie i westchnął.- Nie zależy mi aż tak na tym obiektywie…
- Chciałam być miła i obniżyć jego cenę, ale skoro nie…-
Zeszła z kolan szatyna i stanęła naprzeciwko, szarpiąc się z suwakiem dużej
czarnej torby. Wyciągnęła z niej średniej wielkości kartonowe pudełko.- Dla
ciebie 500$, po znajomości.
- Ile?- Zapytał ze spokojem dalej siedząc nieruchomo.
-Chyba wyraźnie powiedziałam. Za 500$ jest twój, cena zaraz
skoczy do 700$.- Stanęła luźno i pogłaskała kartonowe pudełko. Szatyn
uśmiechnął się tylko nieznacznie i spojrzał jej prosto w oczy.
- Ile jeszcze rzeczy ukradniesz nim nauczysz się, że to się
nie opłaca?- Zapytał w pełni spokojny, patrząc w jej kasztanowe oczy z
sarkastycznym uśmiechem.
- Co jest z tobą nie tak Jake? Podkładam ci towar pod nos,
na srebrnej tacy, a ty wybrzydzasz? Co jest z tobą, kurwa nie tak ?!- Krzyknęła
i rozłożyła bezradnie ręce. Mężczyzna podniósł się i popatrzył na szczupłą,
średniego wzrostu brunetkę. Uśmiechnął się szeroko i zmierzwił jej grzywkę.
- Jak będziesz mieć tyle lat co ja, to zrozumiesz.- Minął ją
szybko i ruszył w kierunku swojego mieszkania.
- Wal się Carter ! Nawet nie dzwoń do mnie po następny
towar!- Krzyczała za nim, a on szedł uśmiechnięty z rękami w kieszeniach.
- Przecież nigdy do ciebie nie dzwonię…- Szepnął sam do
siebie i włożył w uszy słuchawki.
***
Zdyszana, przemoczona i niemiłosiernie zmęczona młoda
kobieta otwierała właśnie z klucza drzwi do swojego mieszkania. Dłuższą chwilę
siłowała się z zamkiem, klnąc go na czym świat stoi, aby wreszcie móc usłyszeć
wyczekiwany zgrzyt przesuwanej zasuwy. Uśmiechnęła się szeroko popychając
ciemne drewniane drzwi biodrem. Weszła do przedpokoju i odetchnęła z ulgą.
- Nareszcie !- Pisnęła cicho i odstawiła zakupy na stolik
przy dużej przesuwanej szafie która służyła jednocześnie za lustro. Zajęła się
zdejmowaniem ciemno szarego, zupełnie mokrego, płaszcza i sznurowanych botków na obcasie, w tym samym
kolorze. Odwiesiła mokre rzeczy na wieszak przy grzejniku i złapała torby z
zakupami. Chwilę później już stała w kuchni, wrzucając mrożone warzywa na
rozgrzaną patelnię. Brunetka oparła się plecami o blat kuchni i patrzyła
znudzona na skwierczącą radośnie zieleninę.
- Umieram z głodu… - Jęknęła przymykając oczy. Otworzyła je
dopiero słysząc ciche popiskiwanie przed sobą. Obok jej nóg siedział biało
czarny szczeniak Border Collie i merdał wesoło ogonem.
- Buffy !- Kucnęła a zwierzę oparło się przednimi łapkami na
kolanach próbując polizać swoją właścicielkę po twarzy.- No co pieszczochu? Też
być coś zjadł, nie?- Poklepała pieska po łbie i podeszła w stronę jego białej
miski. Nasypała do niej trochę karmy dla szczeniaków i zostawiła psiaka sam na
sam z jedzeniem. Sama zaczęła nakładać na talerz warzywa, ze smutkiem licząc
każdą kalorię.
- Farciarz z ciebie, wiesz? Ty to możesz jeść co chcesz.-
Szczeniak uniósł łeb znad miski i spojrzał na domowniczkę mądrym wzrokiem.
Natalie prychnęła widząc jego minę i wbiła widelec w zieloną główkę brokuły.
Nagle za oknem usłyszała huk i głośne przekleństwa oraz pisk
opon odjeżdżającego auta . Odbiegła od stołu zostawiając na wpół skończony
obiad. Chwilę później już stała w progu otwartych drzwi wejściowych,
zasłaniając dłońmi usta.
- Nic Panu nie jest ?!- Krzyknęła widząc młodego mężczyznę,
siedzącego z zakrwawioną głową na chodniku.
-A wyglądam jak by nic mi nie było?- Światło latarni
oświecało jego szczupłą, umięśnioną sylwetkę. Uśmiechał się zadziornie i
wycierał krew cieknącą z głowy. Podniósł się powoli i zatoczył do tyłu łapiąc
za czarne, metalowe ogrodzenie.
- Czy ja wiem? Wyglądasz całkiem normalnie.- Natalie szybko
znalazła się przy rannym człowieku i objęła go ramieniem w pasie, pomagając
usiąść na schodach.- Usiądź tu i poczekaj chwilę… emmm… gdzieś powinnam mieć
bandaż. Chwileczkę !- Podrapała się po głowie i szybko wbiegła do mieszkania,
nie zamykając za sobą drzwi. Szatyn przeciągnął się i skrzywił z bólu. Co go
napadło na bójkę z tymi typkami. Mógł przewidzieć, że tak się to skończy. Oparł
łokcie na zimnych schodkach i prawie podskoczył do góry czując szorstki dotyk
na dłoni. Spojrzał zaskoczony na szczeniaka siedzącego obok niego na schodku.
Merdał wesoło czarnym ogonem i popiskiwał cicho prosząc o pieszczoty.
- Ale mnie przestraszyłeś mały.- Chłopak zaśmiał się i
podrapał psa za uchem, na co ten oparł się łapami na nodze i polizał go po
twarzy.
- Buffy ! Co z ciebie za stróż, skoro łasisz się do
wszystkich obcych?- Tuż obok Jake’a pojawiła się młoda dziewczyna z bandażem,
gazą i buteleczką wody utlenionej w ręku. Podniosła szczeniaka i postawiła za
progiem domu, zamknęła mu szybko drzwi przed czarnym noskiem.
- Najmocniej za niego przepraszam, jest strasznie
towarzyski.- Uśmiechnęła się przepraszająco i przysiadła obok chłopaka. Polała
kawałek gazy wodą utlenioną i powoli zaczęła oczyszczać ranę na głowie
nieznajomego.
- Bardzo boli?- Zapytała ze smutnym uśmiechem.
- Bywało gorzej.
- Twardziel.- Zaśmiała się radośnie, delikatnie przesuwając
gazą po zakrwawionej głowie chłopaka.- Powinieneś zgłosić się z tym do lekarza,
wygląda poważnie.-Mocniej nacisnęła na ranę wywołując tym samym cichy syk bólu
rannego.- Przepraszam…- Przygryzła wargę.- Kiepska ze mnie pielęgniarka.
- Nie ma tragedii. Dziękuję.
- Nie ma za co. Jestem Natalie, a ty?- Zaczęła obwiązywać
głowę mężczyzny białym bandażem.- Gotowe.
- James... James Carter, ale wolę Jake. James brzmi tak sztywno.- Wyciągnął do niej rękę, a ona
uścisnęła ją z uśmiechem. Chwilę milczeli.
- Gdzie mieszkasz ?- Zapytała podpierając głowę na dłoniach
i obserwując samochody jadące ulicą.
- Tam.- Wskazał palcem na jeden z domków naprzeciwko.- Jakie
wywarłem pierwsze wrażenie ?- Szatyn zaśmiał się i przyciągnął do siebie dużą
czarną torbę na której leżała, szara pokrwawiona bluza. Brunetka również się
uśmiechnęła i zmierzyła wzrokiem mieszkanie nowego sąsiada. Dwukondygnacyjny
„bliźniak” wyglądał dokładnie tak jak wszystkie inne na tej ulicy. Jego okna
zasłaniały żaluzje, a mały ogródek wydawał się zaniedbany.
- Szczerze? Nie najlepsze.- Teraz to ona parsknęła
śmiechem.- Wydajesz się być milczkiem. Niech zgadnę… Jesteś artystą, hmm ?
-Fotografem, ale nie powiedział bym, że milczącym.
- No jasne. Mogę cię o coś zapytać?
- Zależy o co…- Wyciągnął z czarnej torby aparat i sprawdził
czy jest cały.- Na całe szczęście ci skurwiele nie zrobili nic z lustrzanką…-
Obejrzał się na dziewczynę krzywiącą się z niesmakiem na dobrane przez niego
słowa.- Sorry. Pytaj o co chcesz.
- Nic się nie stało. Chciałam właśnie zapytać o tych…-
Odchrząknęła cicho, jak gdyby słowa ledwo przechodziły jej przez gardło.-
ludzi… którzy ci to zrobili. O co poszło? – Mężczyzna zamyślił się chwilę.
Uśmiechnął się i położył dłoń na karku. Pomimo słabego światła padającego z
ganku i ulicznej latarni dokładnie mogła dostrzec napięte mięśnie rysujące się
pod jego szarą koszulką. Chłopak zaczął opowiadać o zdarzeniu, ale ona nie
skupiała się teraz na jego słowach.
- Wow…- Szepnęła sama do siebie, po dokładnym zlustrowaniu
sylwetki sąsiada.
- Słucham?- Mężczyzna przerwał w pół słowa i patrzył na
Natalie pytającym wzrokiem. Dziewczyna chrząknęła i pokręciła przecząco głową.
- Nic, nic… mów dalej.- Oparła się wygodniej o schody.
- Właściwie to już skończyłem. Zawsze jesteś taka
zamyślona?- Zapytał przystawiając oko do wizjera swojej lustrzanki. Po chwili słychać
było charakterystyczne „kliknięcie”. Odstawił aparat uśmiechając się jeszcze szerzej.-
Szkoda, że jest już ciemno...- Pokazał dziewczynie zdjęcie. Wyglądało bardzo
ładnie. Widać, że chłopak znał się na fotografii.
- Gratuluję, nawet z brzydkiego kaczątka zrobisz łabędzia.-
Uśmiechnęła się szeroko.
- Cuda się zdarzają.- Obydwoje zaśmiali się. Mężczyzna
włożył aparat do pokrowca i przełożył czarną torbę przez ramię.- Będę już
leciał. Dzięki za opatrunek.
- Nie ma za co. Może drugim wrażeniem trochę się podbudujesz
w moich oczach.- Podniosła się wyciągając dłoń w stronę szatyna. Uścisnął ją z uśmiechem
i ruszył w stronę swojego mieszkania.- Tylko takiego wariata w sąsiedztwie
brakowało mi do szczęścia.- Przewróciła oczami i zebrała resztki gazy oraz buteleczkę
wody utlenionej. W tym momencie nie myślała o niczym innym jak ciepłe łóżko i
miękka poduszka. Miała dość wrażeń jak na jeden dzień.
Witam wszystkich serdecznie :D Długo czekaliście na ten rozdział ale chciałam go dopracować, co oczywiście nie wyszło, bo jak zwykle pięćdziesiąt razy zmieniały mi się pomysły :p Mam dzieję, że spodoba wam się ten wstęp i zakochacie się w bohaterach od pierwszego wejrzenia xd Liczę na pierwsze nieśmiałe komenty.
Buźka wy moje Cukiereczki :*
PS: Chciała bym z całego serca podziękować mojej kumpeli Asami Tomori która
wykonała dla mnie pierwszą grafikę :* Kocham cię normalnie, mój ty
Skrzacie !
PSS: Posty będą pojawiać się co weekend.
PSS: Posty będą pojawiać się co weekend.
Uhuhuhuu~~ ! *wydaje z siebie niekontrolowane dźwięki* Ja też cie kocham *w* (Boże jak to brzmi xD)Wiedziałam, że uda ci się ogarnąć to wszystko :D A teraz wraca do czytania bo musiałam po prostu dodać komenta od razu(jako twój fan #1 :P)!
OdpowiedzUsuńZawsze wiedziałam, że jesteś żboczeńczem xd <3 Czytaj, czytaj i pisz co nie tak :D
UsuńJa nie mogę, udało ci się - zakochałam się już w Natalie i Jake! Tak samo jak w tym opowiadaniu, już po pierwszym rozdziale. Jeśli jest dobrze napisane uwielbiam takie historie - a nie dość, że twoja zapowiada się fenomenalnie to masz genialny styl pisania! I jeszcze szatyn jest fotografem -omg, no poprostu zaciesz mam taki, że nie wiem xD :*
OdpowiedzUsuńHaha :D No to się cieszę, że chociaż komuś się podoba :P Już zaczynałam wątpić w tego bloga. Postawiłam na fotografię bo jest to teraz w modzie i stwierdziłam, że to raczej powinno zachęcić :D A balet zawsze mi się podobał, trzeba włożyć w niego krew, serce i duuuuuż, duuuużo pasji, żeby czuć co się robi. Poza tym nie jest do popularny temat opowiadań, chciałam być odrobinę oryginalna :p Zachęcam do dalszego czytania moich wypocin ^^
UsuńNie byłam przekonana co do mojego stylu pisania, bo często powtarzam wyrazy albo nie dopisuję treści (coś sobie w głowie uknuję ale zapominam to opisać xD)i nie każdemu się to podoba :3.
Co do postaci to trochę zagmatwałam z imionami bo imię "Jake" jakoś nie pasowało mi do mentalności i poziomu życia bohatera xd Ma dzianych starych, a takie "nie wyględne" imię :P Więc zmieniłam je na James xd Tylko bladego pojęcia nie miałam czy James skraca się do Jake bo w necie nie mogłam znaleźć (na pewno skraca się do Jimmi, ale to strasznie dziecinne), więc spróbowałam rozjaśnić to w 3 rozdziale. Mam nadzieję, że nie przeszkadza to zbytnio podczas czytania? Wszyscy połowę rozdziału "James, James", a potem nagle "Jake, Jake" xD
Jestem dobrym przykładem powiedzenia "Kobieta zmienną jest" xd
Pozdrawiam i jeszcze raz zachęcam do czytania :*
~Frozen