niedziela, 17 lutego 2013

4. Złota klatka



„Samotność jest drugą naturą człowieka otoczonego ludźmi…”
***
Pizzeria „Paradise” była miejscem spotkań wielu nastolatków i młodych ludzi. Podczas weekendu ledwo można było w niej znaleźć miejsce, ale dziś było inaczej. Lokal był prawie zupełnie pusty. Przy dwóch stolikach po prawej stronie siedziała jakaś młodzież, śmiejąc się i żartując. Natalie szybko wybrała miejsce pod samą ścianą i wcisnęła się na czarną skórzaną kanapę, stojącą przy solidnie wyglądającym,  stoliku z blado turkusowym, szklanym blatem i stalowymi nogami. Całe wnętrze restauracji było utrzymane w tych kolorach. Czarne matowe płyty na podłodze idealnie współgrały z turkusowymi napisami na ciemnych ścianach restauracji. Stal i szkło dodawały staremu z zewnątrz budynkowi nowoczesności.
Brunetka „przytuliła się” do ściany i rozejrzała dookoła.
- Co ty taka strachliwa ?- Szatyn stał przy stoliku i przyglądał się jej uważnie.
- Nie lubię jak ludzie się na mnie gapią.
- Jak odwalasz takie akcje to faktycznie, nikt nawet na ciebie nie spojrzy. Bądź naturalna.- Uśmiechnął się i usiadł na kanapie naprzeciwko niej.- Czym się zajmujesz?
- Jestem tancerką. – Nie patrząc na niego sięgnęła po kartę dań położoną na brzegu szklanego blatu.
- Poważnie ?- Zmierzył ją uważnie wzrokiem i zmarszczył brwi.
- A wyglądam jak bym żartowała?- Wysunęła głowę za twardej, czarnej okładki A4 i uśmiechnęła się uroczo.- Jestem tancerką klasyczną. Dla tego też nie mogę zjeść niczego z tej karty dań.- Odłożyła menu ze smutkiem i oparła głowę na dłoni.
- Daj spokój, przecież taki mały kawałek pizzy nie sprawi, że przytyjesz pięć kilo.
- Mam dietę od szóstego roku życia. Już nawet nie pamiętam jak smakuje pizza !- Uśmiechnęła się szerzej patrząc na jego przerażoną minę.
- Musimy jak najszybciej nadrobić  twoje dzieciństwo.- Pokręcił z przerażeniem głową i wstał od stolika.- Za chwilę wracam.
Uśmiech zszedł z jej twarzy w momencie kiedy chłopak odwrócił się tyłem i ruszył w stronę baru. Oparła łokieć drugiej ręki na szklanym blacie i zaczęła nawijać włosy na palec. Robiła to gdy czuła się niepewnie. Pierwszy raz od niemalże siedemnastu lat miała spróbować czegoś innego. Czuła się z tym co najmniej dziwnie.
Od siedemnastu lat miała ułożony harmonogram dnia i zawsze go przestrzegała. Jej życie stało się rutyną. Przelewała krew, pot i serce na taniec który był wszystkim. Dążyła do perfekcji, a kiedy miała ją już na wyciągnięcie ręki, zawsze znajdował się „ktoś” lub „coś” i podcinał jej skrzydła. Ogarniało ją nieodparte poczucie, że i tym razem natrafi na przeszkodę.
Natłok myśli przerwał brzdęk szklanki wypełnionej czarnym, syczącym i pełną bąbelków cieczą. Mrugnęła kilka razy i puściła kosmyk brązowych włosów, spojrzała na spieniony napój.
- Co to jest?- Zapytała tępo.
- Żartujesz sobie ze mnie?- Zaśmiał się głośno szatyn.
- Nie. Zapytałam po prostu co to jest. Nie pamiętam, żebym to kiedykolwiek piła.- Przysunęła do siebie szklankę i obróciła ją w palcach.
- Nigdy nie piłaś Coli ?!- Chłopak przechylił się z wrażenia do przodu.- Czy ciebie trzymali w złotej klatce ?- Usiadł ciężko, opierając plecy o czarne obicie kanapy i złapał się za głowę wzdychając.
- No przecież mówiłam, że całe życie miałam dietę ! Dopiero kiedy poznałam Nicki, zaczęłam używać języka XXI wieku. Wcześnie pewnie byś się ze mną nie dogadał. – Wyrzuciła z siebie, splatając pod stolikiem dłonie. Wbiła wzrok w blat.- Zawsze byłam odcięta od rówieśników, skupiałam się tylko na treningach.- Dodała smutno i pochyliła głowę. Szatyn pochylił się do przodu i pstrykną ją w nos. Zupełnie zaskoczona tą reakcją dziewczyna podskoczyła jak oparzona, rozlewając dookoła czarny, gazowany płyn.
- Zgłupiałeś ?!- Krzyknęła przesuwając się w bok, aby lepka ciecz nie pobrudziła jej białych spodni.
- Powinnaś już wcześniej zauważyć, że nie jestem do końca normalny. –Zaśmiał się sięgając po turkusowe serwetki ustawione w stalowym stojaczku. Wycierał powoli plamę rozlanej Coli.- Możesz mi coś wytłumaczyć?-Zapytał. Brunetka przekrzywiła na bok głowę i również zaczęła ścierać napój z turkusowego szkła. – Jak to jest, że czasem zachowujesz się jak normalna dziewczyna, a chwilę później jak byś urwała się z bajki Disneya. Często w ogóle nie kontaktujesz z rzeczywistością.- Odłożył mokre serwetki na bok.
- Nie wiem. Po prostu taka jestem.- Uśmiechnęła się i westchnęła, otrzepując ręce z lepkiej substancji.
- Tam.- Wskazał palcem na ciemny korytarz.- Jest łazienka, możesz spokojnie iść. Tu można godzinami czekać na pizze.- Dziewczyna kiwnęła głową i ruszyła w kierunku wskazanym przez towarzysza. Stanęła przed ciemnym przejściem i rozglądała się za włącznikiem do światła.
- Po lewej !- Krzyknął szatyn oparty wygodnie o kanapę, kręcąc z niedowierzaniem głową. Brunetka uśmiechnęła się w jego stronę i zapaliła światło. Po chwili zniknęła za zakrętem.- Jak ty sobie w życiu radziłaś dziewczyno?- Zapytał sam siebie i oparł głowę na dłoni.

***
Przyglądał się z niedowierzaniem, ile radości może sprawić człowiekowi jedzenie tak prostego, mało wymyślnego jedzenia, jakim jest pizza. Brunetka zachwycała się smakiem zwykłej peperoni, przymykając oczy i mrucząc coś pod nosem.
- Kto by pomyślał, taka mała rzecz a cieszy.- Uśmiechnął się szatyn.- Coś czuję, że będę musiał cię jeszcze dużo nauczyć.
Dwudziestodwulatka przełknęła kęs i uśmiechnęła się słodko. Złapała łyk Coli i wytarła usta serwetką.
- Nie wiem czy coś z ciebie będzie. Jesteś za grzeczna.- Pokręcił z powagą głową. Pacnęła go w ramię i uśmiechnęła się nic nie mówiąc.
- Zbieramy się ? Z dzisiejszego remontu i tak nic nie wyjdzie.- Wyjrzał przez okno. Słońce chowało się za horyzontem, oślepiając ludzi krwisto czerwonymi promieniami.
- Czemu nic nie wyjdzie ?- Zapytała podnosząc się z miękkiej kanapy.
- Robi się późno. Z tego co mówiłaś wynika, że jutro ma odwiedzić cię rodzina. Nie możesz być ledwo żywa.- Otworzył przed nią drzwi i poprowadził w stronę czarnego, połyskującego w słońcu, motoru.
Założyła spokojnie kask i usiadła z tyłu obejmując go w pasie.- Chyba polubię jeżdżenie z pasażerem.- Zaśmiał się, widząc przytuloną do siebie brunetkę.
- Pierwszy i ostatni raz dałam się na takie coś namówić.- Mruknęła pod nosem. Maszyna odpowiedziała jej głośnym warkotem i ruszyła z piskiem opon w kierunku Park Ave.
***
Maszyna właśnie wchodziła w ciasny zakręt wymijając ciężarówkę. Kierowca dużego pojazdu gwałtownie nacisną hamulec, wprowadzając towarówkę w poślizg, na mokrej nawierzchni. Koła motoru zadudniły na śliskim asfalcie i sprawnie skręciły na BUS pas. Prowadzący furgonetkę ledwo odzyskał kontrolę nad swoim pojazdem. Zwolnił i zaczął trąbić, pokazał kierowcy czarnej Yamahy mało przyjacielski palec.
- Idioto!- Krzyknęła brunetka zdejmując szybko z głowy kask.- Chciałeś nas zabić ?!- Miała zaczerwienione i opuchnięte policzki, a na głowie istną szopę którą strach było nazwać włosami. Dookoła padał ulewny deszcz. Chłopak dalej siedział na motorze, zaciskając dłoń na hamulcu.
- Wracam do domu.- Dwudziestodwulatka, uderzyła go w brzuch swoim kaskiem i odeszła w stronę 74th Street.
- Natalie !- Krzyknął za nią, zdejmując kask. Odmachnęła dłonią na odczepne i szła przez deszczową ulicę.
- Spierdoliłeś to,  Jake.- Chłopak usłyszał za sobą rozbawiony męski głos.
- Z czego się cieszysz debilu.- Szatyn odwrócił się do tyłu. W jednej z bocznych uliczek stał oparty o ścianę brunet. Cały ubrany na czarno, przemoknięty. Uśmiechał się szeroko.
- Kim ona była ?
- Sąsiadka. Nikt szczególny. Po prostu lubię jak przytulają się do mnie ładne laski.- Zażartował, nie zmieniając ponurego wyrazu swojej twarzy. Podprowadził motor do swojego rozmówcy i oparł się o niego.
- O ile się założysz, że jej nie przelecisz ?- Zaśmiał się brunet, wyciągając z kieszeni opakowanie papierosów.- Chcesz ?
- Nie, rzucam palenie.- Tym stwierdzeniem wywołał głośny śmiech u swojego przyjaciela.- Nie ważne. Wiesz, że moje związki z dziewczynami kończą się tak samo. Daj mi rok.- Uśmiechnął się szeroko szatyn, podając brunetowi kask.
- Jake, rok ? Powaliło cię do reszty? Masz trzy miesiące, ani dnia dłużej.- Klepnął go w plecy i usiadł na motorze.
- Nie doceniasz mnie Jeremy.- Zaśmiał się dwudziestotrzylatek i ponownie ruszył z piskiem opon w stronę  Central Parku.

 Hej ! :D Wrzucam na świeżo, bez sprawdzania i poprawiania błędów bo za 10 minut skończy mi się internet (kara :c). Gdyby ktoś zauważył powtórzenia, błędy interpunkcyjne, stylistyczne, językowe, to pisać, pisać i jeszcze raz PISAĆ ! Jutro poprawię :D Wiem, że troszkę krótko, ale rozbiję to na dwie części.
A teraz pytanie do treści. Jak podoba wam się "chamski zakładzik" ? Wiem, że to trochę głupie zakładać się o takie rzeczy, ale w dzisiejszych czasach zapewne jest to dość powszechne. Zobaczycie co z tych 3 miesięcy wyniknie, w następnych rozdziałach :D
Pozdrawiam i zachęcam do dalszego czytania,
~Frozen

sobota, 16 lutego 2013

3. "Maszyna Zagłady"



„Samotność jest drugą naturą człowieka otoczonego ludźmi…”

***

Wiatr rozwiewał na boki jej długie brązowe włosy wystające spod czarnego plastiku. Pomimo, że miała na głowie kask i obejmowała, siedzącego przed sobą chłopaka, w pasie- nie czuła się bezpiecznie. Nie lubiła szybkiej jazdy. Generalnie nie przepadała za żadnym środkiem lokomocji który przekracza prędkość 60km/h. Motor, gnał przez dość ciasne uliczki dwa razy szybciej, niż dziewczyna była w stanie znieść. Chciała powiedzieć, że już ma dość, że już nie chce więcej, ale on przecież i tak nic by nie usłyszał. Zagłuszał ją gruby plastikowy kask, warkot silnika i powietrze które przecinali z nadmierną szybkością.
- Zwolnij !- Krzyknęła ile sił w płucach.
- Co ?!- Odkrzyknął do niej szatyn.
- Chciałam, żebyś trochę zwolnił !
- Co ?! Jaki znowu konik polny ?!- Odkrzyknął zdziwiony i prawie w miejscu zatrzymał maszynę z piskiem opon. Brunetka przycisnęła się do niego jeszcze mocniej i zacisnęła powieki.
- Już możesz się ode mnie odkleić. Jesteśmy na miejscu.- Zaśmiał się zdejmując z głowy ciemny kask.
- Chyba miałam zawał…-Szepnęła lekko luzując uścisk. Szatyn szarpnął za pasek przytrzymujący czarną plastikową osłonkę na jej głowie i jednym ruchem pociągnął ją do góry, ukazując światu wielkie, z przerażenia, oczy dwudziestodwulatki i  jej potargane włosy.
- Wyglądasz jak psychopatka. Nie wiem czy cię tak wpuszczą do tego centrum…- Przyjrzał się jej uważnie z każdej strony i wybuchną śmiechem widząc jak bardzo dziewczyna jest wystraszona.
- Nigdy… Więcej… -Szepnęła.- Nigdy, przenigdy, nie będę jeździć motorem ! NIGDY !- Złapała się za głowę i skuliła, przytulając czoło do błyszczącej maszyny. Szatyn ponownie nie mógł powstrzymać wybuchu śmiechu. Oparł się o maszynę i czekał cierpliwie aż jego towarzyszka pozbiera się z powrotem w całość.
- Straszny tchórz z ciebie.- Zaśmiał się, ale  ona zupełnie to zignorowała.
- Cholerny pirat drogowy!- Burknęła pod nosem poprawiając rozwiane na wszystkie strony włosy i lekko pomięty czarny sweter. Dwudziestotrzylatek z uśmiechem ruszył w stronę marketu, nie oglądając się na brunetkę. Ona truchtała za nim lekko zirytowana.
***
Stali w ogromnej hali z szyldem „Dział budowlany”. Dookoła otaczały ich stalowe regały sięgające po sam sufit, zastawione najróżniejszym towarem od pędzli i rozpuszczalników po dachówki i cięższe narzędzia. Brunetka rozejrzała się w poszukiwaniu punktu informacyjnego.
- Czego tak właściwie szukamy ?- Zapytała szatyna, a on jedynie bezradnie wzruszył ramionami.- Bardzo pomogłeś, naprawdę.- Przewróciła oczami i ruszyła w kierunku stalowego kontuaru nad którym wisiała duża tablica z małą literą „ i ”.
- W czym mogę Pani pomóc ?- Zapytała pulchna, niska kobieta o krótkich do ramion, blond włosach i brązowych oczach, ubrana w zielono- czerwony uniform.
- W której alejce znajdują się farby ?- Zapytała uprzejmie dwudziestodwulatka, opierając się dłońmi o kontuar.
- Piąta alejka po prawej stronie, półki od pięćdziesiąt jeden  do dziewięćdziesiąt cztery.- Kobieta poinstruowała dodatkowo gestykulując zamaszyście rękoma.
- Bardzo dziękuję…- Natalie już miała wycofać się i wrócić do Jamesa, gdy drogę zastąpiła jej pulchna blondynka.
- Towar polecany na dziś to białe doniczki w nieregularne kwieciste wzory. Może się Pani skusi ?- Kobieta namawiała, nie dając przejść brunetce.
- Nie, dziękuję. Nie przepadam za roślinami…- Studentka próbowała wyminąć sprzedawczynię, lecz ta ciągle zastawiała jej drogę.
- A może jednak? Mamy jeszcze do wyboru doniczki w szczurki, kurki, misie, królisie, paseczki, piłeczki, stateczki, a nawet w drzewka ! Do tego dodajemy małe ozdobne kaktusy  w kapeluszach! Dostępne są w kolorach takich jak: czerwony, zielony, pomarańczowy, biały, różowy, niebieski, brązowy, fioletowy, amarantowy, granatowy, także indygo !
- Ja nie…- Brunetka zaczęła się jąkać i kręcić przecząco głową i cofać się, przez co sprzedawczyni mówiła coraz szybciej i nie odpuszczała.
- Jak nie kwiatuszki i doniczki to może ozdoby na Halloween ? Mamy kości, ości, koty, płoty, dynie, świnie, duchy, muchy, a nawet pająki ! To jak? Okazja może się już nigdy nie powtórzyć !- Natarczywie proponowała blondynka.
- Nie, nie… Naprawdę dziękuję…- Zapierała się osaczona brunetka. Nie miała pojęcia co zrobić, żeby kobieta puściła ją wolno. Spojrzała prosząco na Jamesa, lecz ten jedynie śmiał się i opierał o jeden z regałów naprzeciwko kontuaru informacji.
-Ale wie Pani, to taka świetna oferta. Może mogę zaproponować coś…
- Natalie, co tak długo?! Musimy jeszcze odebrać Toma ze szkoły.- Szatyn z poważną miną odepchnął się od regału i powoli podszedł do obu pań. Ekspedientka westchnęła przeciągle i wlepiła rozmarzone spojrzenie brązowych oczu w Jamesa. Chłopak ominął ją nawet nie zwracając na to uwagi.- Idziemy?- Brunetka stała jak wmurowana i patrzyła na niego tępo. W końcu wydukała:
-Hę ?- Chłopak patrząc na jej zdumioną twarz, przewrócił oczami i poruszył brwiami, wyraźnie pokazując na natarczywą ekspedientkę.- Eee…aaa… Tak, tak- Odpowiedziała mało błyskotliwie, wreszcie domyślając się zamiarów towarzysza. Chłopak podał jej ramię, a ona wsunęła pod nie rękę mimowolnie przytulając się do niego. Blondynka posłała jej wściekłe spojrzenie i odeszła z powrotem za ladę punktu informacyjnego.
Kiedy odeszli kilka kroków i schowali się za regałem. Brunetka jak oparzona odskoczyła od szatyna który uśmiechnął się zawadiacko.
- Nie kręcę cię ?- Poruszył śmiesznie brwiami i uśmiechnął się szeroko.
- Boję się, że rzuci się na mnie tłum jakichś twoich fanek i zostanę zjedzona żywcem.- Odpowiedziała z pełną powagą.- Widziałeś jak się patrzyła ? Mało mnie nie zabiła wzrokiem.- Obydwoje parsknęli śmiechem.- Dziękuję za ratunek. Przez tą krótką chwilę poznałam cały Halloween’owy  asortyment.
- Drobiazg. To gdzie są te farby ?
- Trzy alejki dalej po prawej stronie.- Ruszyli razem w stronę regałów z farbą.

***
Szatyn z otwartymi ustami stał patrząc na wielki regał zapełniony od góry do dołu puszkami z farbą o najróżniejszych odcieniach. Każda czymś się różniła, ale dla niego i tak wyglądały identycznie. Spojrzał na Natalie, która właśnie prowadziła zaciekłą rozmowę z rudowłosą ekspedientką. Obie co chwila śmiały się i żartowały, jakby znały się od dawna. Dłuższy czas lustrował wzrokiem swoją sąsiadkę.
-Natalie…-Zaczęła sprzedawczyni.
-Hmm?- Mruknęła dziewczyna nawet nie patrząc na rudowłosą. Porównywała właśnie odcienie brązu dwóch różnych farb.
- On cały czas się na ciebie gapi. Tak w ogóle to kto to jest?- Wskazała głową na szatyna który lekko zmieszany, faktem iż został złapany na gorącym uczynku, odwrócił głowę w drugą stronę i przeglądał z pasją przeróżne rodzaje pędzli.
- Kto? Ach, mówisz o Jamesie ? To mój sąsiad.- Wzruszyła ramionami jedynie przelotnie patrząc na chłopaka.
- Niezła dupa…- Szepnęła rudowłosa rumieniąc się. Brunetka popatrzyła na nią otwierając szerzej oczy.
- Widywałam lepsze…- Dwudziestodwulatka nie zmieniając wyrazu twarzy pokręciła z niedowierzaniem głową. Nie widziała w Jamesie nic szczególnego. Był miły, ale zbyt pewny siebie w niektórych sytuacjach. Ona wolała monotonne życie, a on wręcz przeciwnie. Byli zupełnie różni.- Poznać was? Nie uważam, żeby był wart zachodu ale w sumie, skoro według ciebie to taka „niezła dupa” to…- Ruda sprzedawczyni wlepiła wzrok w punkt nad głową brunetki, a jej twarz przybrała kolor purpury.
- Kto jest taką „niezłą dupą”?- Natalie aż podskoczyła czując oddech chłopaka na karku. Miała ochotę zapaść się pod ziemię.
- WIESZ, ŻE TO NIE ŁADNIE TAK PODSŁUCHIWAĆ !- Wydarła się na cały głos, a inni klienci z alejki popatrzyli na nią jak na wariatkę. Chłopak uśmiechną się szeroko i odsunął o krok od towarzyszki.- James poznaj Nicki, Nicki poznaj Jamesa.- Stanęła bokiem do rudowłosej której rumieniec nie schodził z twarzy.
- James Carter, dla przyjaciół Jake.- Przedstawił się ściskając dłoń ekspedientki.
- Nicole Halley- Szepnęła nieśmiało rudowłosa.- Czemu Jake, a nie Jimmi ?- Zapytała pewniej.
- Bo Jimmi brzmi dziecinnie.- Odparł z uśmiechem.
- Mój braciszek ma na imię Jimmi !- Żachnęła się sprzedawczyni.
- No widzisz, mówiłem, że dziecinne.
- Ale on ma trzydzieści osiem lat !- Stwierdziła niemal obrażona. Brunetka uderzyła się dłonią w czoło i pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Dobra, musimy już lecieć…- Zadecydowała i popchnęła stojącego przed nią chłopaka, który ze zmieszania przeczesywał dłonią włosy.
- No tak trzeba odebrać Toma ze szkoły…- Uśmiechnął się niepewnie idąc tyłem popychany przez brunetkę.
- Zamknij się debilu !- Warknęła kobieta naciskając na jego tors.
- CO ?! „Alie” kim jest Tom ?!- Krzyczała za nimi sprzedawczyni.
-To dłuuuuga historia… Ej!- Dwudziestodwulatka na chwilę odwróciła głowę w stronę przyjaciółki, widząc to szatyn zrobił szybki krok w tył, przez co dziewczyna straciła równowagę i poleciała do przodu…- Łapy precz zboczeńcu !-… wpadła prosto w jego otwarte ramiona.
- No już, już. Przecież taka „niezła ze mnie dupa”.- Zaśmiał się nieudolnie naśladując jej głos. Objął ją ramieniem i szybko zniknęli za następnym regałem.
- Kim do cholery jest Tom…- Głowiła się rudowłosa ekspedientka, patrząc na tą dziwną sytuację.

***
Obładowani torbami i kartonami kierowali się w stronę wyjścia z centrum. Spędzili w sklepie ponad cztery godziny, a przed nimi było jeszcze mnóstwo roboty. Nie udało im się kupić wielu potrzebnych materiałów, jednak zabawa jaką mieli przy obchodzeniu wszystkich półek była przednia.
- Jestem wykończona, a to dopiero połowa…- Jęknęła kobieta lekko się garbiąc.
- Aż tak wysysam energię ?- Zaśmiał się szatyn otwierając jej drzwi do korytarza prowadzącego na parking.
- Jesteś istnym odkurzaczem na energię.- Zaśmiała się, a on patrzył na nią tępo.- O co chodzi?
- Mam się zacząć śmiać czy skrzywić z niesmakiem, bo ten suchar zwalił mnie z nóg.- Pacnęła go w ramię i uśmiechnęła się. Cóż nie zawsze wychodziło jej bycie zabawną i wyluzowaną. Swoją karierę baletową zawdzięczała surowości i skupieniu, więc do tego była przyzwyczajona.
Szli chwilę w ciszy, patrząc przed siebie na beżowe ściany i podłogi korytarza. Nagle spokój przerwał warkot wydobywający się z brzucha Natalie. Dziewczyna zrobiła się cała czerwona i przycisnęła do siebie torbę z zakupami.
- Boże święty! Co to było ?!- Mężczyzna spojrzał na nią z udawanym przerażeniem w oczach.
- To… To chyba ja.
- No wiem, że to ty. Nikogo poza nami tu nie ma.- Zaśmiał się i szturchnął ją w bok.- Zjemy coś zaraz. Niedaleko jest restauracja.
- Daj spokój. Za godzinę będziemy w domu to coś zjem. Z głodu jeszcze nikt nie umarł… -Popatrzyła na jego nie przekonaną minę i dodała niepewnie.- …Chyba nikt.
- Dobra, dobra. Wskakuj.- Podał jej kask i włożył torby do schowka pod siedzeniem.- Sam trochę zgłodniałem.
Przycisnęła ciało mocniej do jego skórzanej kurtki i spanikowana zamknęła oczy. Warkot silnika zmienił się w rozmyty przez wiatr szum. Zacisnęła mocniej palce na jego bokach.
- Proszę, niech to już będzie koniec…- Szepnęła sama do siebie, czekając aż chłopak ponownie zatrzyma czarną "maszynę zagłady". 

 PRZEPRASZAM ! Przepraszam, przepraszam, przepraszam ! Miałam ferie i okazało się, że wyjeżdżamy w góry :D Jestem troszkę opóźniona z rozdziałami ale spróbuję jeszcze dziś coś napisać :> Mam nadzieję, że akcja w sklepie wam się podobała i wszystko opisałam w miarę zrozumiale :p
Do zobaczenia jeszcze dziś lub jutro :D